Podroz do Azji, ktora zawsze chcialam zobaczyc i poczuc.

Samotna: ja + plecak
Dluga: 10 listopada - 6 grudnia 2009
Niezaplanowana: bez rezerwacji, bez planow, z przewodnikiem w reku i tym co przyniesie los na miejscu
Wyzwanie: olbrzymie

Zatoka Halong

















Z pewnoscia piekna, ale tak turystyczna, ze oglada sie ja jak za szyby. Takie mialam wrazenie jakbym widzial cos czego nie moge dotknac, poczuc aby w pelni doswiadczyc. Wszystko ustawione, przygotowane. Nawet jaskinie: przepiekne, niesamowite nacieki skalne, a oni je podswietlaja na czewrono, zielono, fioletowo i stawiaja wewnatrz kosze na smieci w ksztalcie pingwinow. Takie wycieczki sa nie dla mnie. Mialam co prawda statek delux, taka kabine i jedzenie oraz krotkie plywanie kajakami (to bylo super) jakies 45 min. Ale w ogole nie poczulam klimatu tego miejsca. Nie da sie albo moze ja nie umialam. Za to poznalam bardzo fajne malzenstwo z Australii no i postanowilam, ze jednak agnielskiego bede sie uczyc nadal i to bardzo nadal :-)
Mialam tez takie uczucie jakbym cofnela sie w czasie kiedy Witenamczycy pod panowaniem Francuzow byli tylko sluzacymi, przyniesc, wyniesc pozamiataj. Po raz pierwszy widzial ich wrogos i niechec do bialasow. I jakos mnie to w tamtym miejscu w ogole nie dziwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz